Rss Feed
  1. Gotowa na sezon zima/jesień

    niedziela, października 26, 2014

    Obkupiłam sie po uszy. Upolowałam na wyprzedażach parę ciuchów na zimniejsze dni. Jestem dumna z moich zdobyczy. Od samego poczatku biegam z karrimor run. To naprawdę dobra firma, cenowo wychodzi o wiele wiele taniej niż Nike czy Adidas. Głównie dlatego, że jest to brytyjski produkt z Lancashire. Nie wiem ile w Polsce kosztują ich rzeczy i gdzie je dostać. Ale może warto się rozejrzeć w dużych sklepach sportowych za nimi. Seria Run jest bardzo szeroka. Od ubrań po buty aż po akcesoria.


     






    Długie spodnie juz testowałam, mają zamki u dołu nogawki, które nie przeszkadzają a łatwiej i szybciej można się rozebrać. Materiał oddycha i jest bardzo wygodny. Niestety karrimor jezeli chodzi o spodnie (na każdym forum można o tym przeczytać) ma lekko naciągnietą numerację. O ile bluzki są w porządku to spodnie trzeba kupić rozmiar większe.

    Cechy:

    - zamek u dołu nogawki
    - paski odblaskowe
    - kolory : czarny, czarno-różowy i z tego co się orientuje to jeszcze czarno-niebieskie
    - kieszonka na zamek tylnia
    - ściagacze w pasie (bardzo fajna sprawa, mam innej formy do biegania i się już nie nadają, a tylko kilka cm spadło w pasie)

    Minusy: raczej radziłabym przymierzyć, za pierwszym razem. Pierwsze 3/4 kupiłam w czerwcu i są bardzo dobre, często prane, nic się nie dzieje z nimi. Długie kupiłam już przez internet.

    Jak wygladają ceny?

    Bluzka z długim rękawem: do 10 funtów; spodnie długie ocieplane 15-19 funtów, akcesoria: case na ramię do telefonu do biegania ok 5-6 funtów (równiez posiadam tej firmy)

    Jakie są moje kolejne plany zakupowe?

    mp3 do słuchania muzyki i zegarek do biegania.
    Żałuje, że nie pomyslałam o tym szybciej, jest teraz zbyt mokro na bieganie z telefonem. Mam stresy że mi zamoknie kiedys w końcu. Macie jakieś sposoby na to?


  2. Lekkie kokosanki

    wtorek, października 21, 2014

    Uwielbiam kokosanki. Smak kokosa przypomina mi wakacje, ciepło i beztroskę :)

    Dziś mam dla Was bardzo szybki przepis na kokosanki. 

    Składniki:

    100 gram wiórków kokosowych
    2 duże jajka - białka 
    Szczypta soli
    Łyżka słodyczy. Ja użyłam syropu z karobu.

    Białka ubijamy na sztywno z odrobina soli. Delikatnie wmieszamy wiórki i słodycz. Lepimy kulkami spłaszczamy :) jeżeli sie nie lepi możemy dodać odrobine oleju.
    Jeżeli nadal sie nie lepi możemy dodać odrobine maki.
    Doda kaloryczności ale tez i miękkości jeżeli dodamy miękkie masło, wcześniej rozpuszczone.

    Smacznego!



  3. Teoria której nie ma i pierwsza wpadka

    poniedziałek, października 20, 2014

    Bardzo chciałam Wam napisać o Komplementarności Białek

    Pomyślałam sobie: o matko! to straszne :D

    Naprawdę chciałam Wam o tym napisać, uznałam, że to odkrywcze, ale nie napisze Wam o tym bo cos takiego nie istnieje.
    Być może słyszeliscie o tej teorii, lub nie. Ale jest szansa, że się na nią natkniecie w książkach i internecie.
    Tak jak ja się natknęłam na nią w książce Sports Nutrition for Women, która dla Was recenzuje krok po kroku.



    Co to jest teoria komplementarności bialek?

    Teoria ta pochodzi z książki Diet for a Small Planet z 1951 roku (!). Autorka Frances Moore Lappe stwierdza w niej, że niektóre produkty roślinne nie posiadają wszystkich aminokwasów, więc aby być zdrowym wegetarianinem należy łaczyć grupy produktów roślinnych by skomplementować ilośc aminokwasów do poziomu zapotrzebowania. 

    I jak to bywa z teoriami... zaczęła żyć swoim życiem. Kolejni autorzy ją powielali, cytowali, nie zwracając uwagi na fakt, że autorka... wycofała się i po 10 latach pojawiło się kolejne wydanie jej książki w którym prostuje swój błąd:

    "(…) podkreślałam komplementarność białek, ponieważ zakładałam, że jedynym sposobem ich pozyskiwania w wystarczających ilościach jest tworzenie białka możliwie zbliżonego do typu zwierzęcego. (..) Stworzyłam wrażenie, że uzyskanie wystarczającego dowozu białek bez mięsa wymaga starannego doboru pokarmów. W rzeczywistości zapewnienie sobie tego dowozu jest łatwiejsze niż przypuszczałam. (…) W warunkach zdrowej, urozmaiconej diety większość z nas nie musi martwić się o komplementarność białek."

    A jednak w książce o odżywianiu w sporcie z 2010 roku czytamy o komplementarności białek. 

    * Owszem, jeżeli uprawiasz sport regularnie warto zadbać by produkty roslinne, które spożywasz były wysokobiałkowe. Uprawiająca sport kobieta na diecie zwierzęco-roślinnej nie musi sie tym zbutnio przejmować. Białko jest łatwe do spożycia, zazwyczaj smaczne i spożywamy go dosyć sporo.

    Tak oto odkryłam pierwszą wpadkę w książce, może to wydawać się szczegółem, ale jeżeli są teorie które nie są roztrzygniete to jestem w stanie zrozumieć opieranie się na wybranej. Aczkolwiek, w przypadku teori, których nie ma, to spory błąd. Przynajmniej według mnie.
    Ale cóż... nikt nie jest doskonały.

    A Wy, co o tym myślicie?

  4. 10!

    niedziela, października 19, 2014


    Ten weekend był dla mnie wyjątkowy :D

    4 miesiące temu, dokładnie 21 czerwca, wstałam skoro świt o 8 i poszłam biegać.

    Ćwiczyłam intensywnie interwały od 3 miesięcy i czułam się na siłach. Udało się dobiec do mety. Tak zaczęła się moja przygoda.

    W ten weekend pobieglam w swoim dziesiątym parkrunie!

    10!

    I pobiegłam go pobijajac swoją życiówkę na 5 km o dziesięć minut w stosunku do biegu sprzed 4 miesięcy. (21.06 - 37:56 / 18.10 - 28:10)

    10!

    Byłam przeszczęśliwa, spiewałam pod prysznicem, odtańczyłam dziki taniec szczęścia z synkiem a gdy po południu chłopaki wrócili ze spaceru znalazłam w wazonie piękne kwiaty.

    <3



    Dziś udało mi się pobiec 14 km. Jeszcze 5 więcej i zapisuję się na pół maraton. Jeżeli nie wyskoczą jakieś niespodzianki to za 5-6 tygodni o tym napiszę ;)

    Trzymajcie kciuki 

    ***

    Chciałabym podziękować mojemu mężowi, że cieszy się razem ze mną, wspiera i pomaga. Bez jego zaangażowania nie dałabym rady dojść do tego wszystkiego :***






  5. Krótko i na temat o... IG

    czwartek, października 16, 2014



    Cukry zawarte w produktach są przyjmowane z układu pokarmowego do krwi, która następnie rozprowadza je po całym naszym ciele.

    Organizm reguluje poziom cukru za pomocą dwóch hormonów: 

    Insulina - w przypadku nadmiaru przemienia cukier w glikogen, który jest przechowywany w wątrobie oraz w mięśniach.

    Glukagon - w przypadku niedoboru cukru pobiera glikogen z mięśni i wątroby i przemienia go w cukier.

    Czym więc jest indeks glikemiczny?

    Jest po prostu oznaczenie prędkości z jaką po spożyciu posiłku wzrasta stężenie cukru we krwi. 

    Jakie to ma dla mnie znaczenie?

    Insulina która działa rewelacyjnie w nadzorowaniu cukru w naszym organizmie ma jedną "małą" wadę, nie sprzyja chudnięciu. 
    Po zjedzeniu potrawy o wysokim indeksie glikemicznym insulina bierze się do roboty, a jak już się upora z cukrem (a robi to bardzo sprawnie) spadek cukru jest gwałtowny. Następnie pojawia się uczucie głodu związane z takim spadkiem, więc jesteśmy głodni i zapewne zjemy znów.

    Jest jeszcze jedna sprawa: nadmierne spożywanie produktów bogatych w cukry. Nasz organizm bardzo szybko potrafi się przystosować do dawki insuliny. Z czasem potrzebujemy jej coraz więcej by poradzić sobie z cukrem. Uważa się, że może być to pierwszy krok do cukrzycy typu 2.

    edit.dziekuje za zwrócenie uwagi, zapomniałam wspomnieć o ważnej kwestii.
    Nasza wątroba magazynuje cukier w formie glikogenu, nadmierne spożycie cukru spowoduje, że nadmiar glikogenu powróci do naszej krwi w formie kwasów tłuszczowych, a one jak wiecie najbardziej lubią najmniej aktywne miejsce naszego ciała (brzuchy, pupy) a jak już wypełnią te miejsca dostatecznie, wędrują dalej do serca i nererk co powoduje osłabienie ich działania. 

    Dlaczego produkty o niskim IG są dla mnie dobre?

    Reakcje w organiźmie zachodzą wolniej im mniejszy IG potrawy, dzieki temu organizm może spokojnie pracować. Cukry z posiłku zostają w nas dłużej, dłużej mamy uczucie sytości.

    Będę jeść tylko potrawy o niskim IG i schudnę?

    W teorii tak. Ale...
    Po pierwsze.
    Ciężko obliczyć IG w posiłkach, chyba, że komponujemy je tylko z produktów o niskim IG, jeżeli tworzymy kombinacje niskich i wysokich, to jest naprawdę ciężko obliczyć poziom IG.
    Po drugie.
    Wiele z produktów o niskim IG w zamian oferuje nam bogactwo tłuszczów. Nie, żeby tłuszcz był nie zdrowy, ale nie ma też co przesadzać. 
    Przykłady: Mleko czekoladowe ma niskie IG, a także: sok jabłkowy, muffinka, spaghetti...



    Nie jestem zwolenniczką diet. Ale czasami warto się zastanowić, co jest dla nas lepsze. Już wiemy że są produkty które mogą dać nam uczucie sytości na dłużej i nie spowodować wiecznego głodu.

    Ćwiczę, czy po ćwiczeniach jeść produkty o niskim IG to schudnę szybciej?

    Nie, po wysiłku fizycznym należy dostarczyć organizmowi węglowodanów i białka aby posilić zmęczone mięśnie. Produkty o niskim indeksie glikemicznym warto spożywać na 24 godziny przed intensywnym wysiłkiem fizycznym, spowoduje to spalanie więcej tłuszczu niż glikogenu. Co to znaczy? Codziennie dieta powinna być nisko glikemiczna ale zaraz po wysiłku należy odżywić organizm. 

    Zasada numer jeden! Nigdy nie pomijamy posiłków przed i po treningu! Zapamiętać, zapisać :)

    ps. orzechy na początku nie są bez powodu. Orzeszki te mają bardzo niski indeks glikemiczny (14) dla porównania: rodzynki 64, popularne cornflakes'y 81.

    Tabele produktów z uwzględnieniem indeksów glikemicznych znajdziecie bez problemu u wujka google.

    Mam nadzieję, że się przydało. Zostawcie komentarz koniecznie. I dajcie znać czy udało się krótko. uf, starałam się :)


    źródła:
    American Journal of Clinical Nutrition, American Society for Nutrition 2002
    http://www.punktzdrowia.pl/
    Sports Nutrition for Women Anita Bean 2010


  6. Krótko i na temat o... BMR

    środa, października 15, 2014

    RECENZJA - Sport Nutrition for Women


    ***
    Książka to kompedium wiedzy o żywieniu, wydaje się być rozsądnie napisana, przystępnie. Dziś malutkie wprowadzenie.

    ****

    Są dwie szkoły obliczania BMR (Basal Metabolic Rate)

    Pierwsza:

    BMR= waga w kilogramach x 22

    Druga (polecam):

    Metoda Harrisa-Benedicta

    BMR= 665 + (9,6 x waga) + (1,8 x wzrost) - (4,7 x wiek)

    CO TO JEST BMR?

    BMR jest to podstawowe dzienne zapotrzebowanie na energię.

    WYSZŁO MI 1500 KCAL?! JAK ŻYĆ?? CHYBA COŚ NIE TAK?

    Bardzo dobrze Ci wyszło :) teraz musisz to pomnożyć przez PAL.

    DLACZEGO?

    BMR to zapotrzebowanie dla naszego organizmu by żył, by oddychał, by był zdrowy. Ale niekoniecznie sie ruszał ;)

    PAL - Physical Activity Level - Poziom aktywności fizycznej

    1 - brak aktywności - spanie, leżenie
    1,2 - nisko aktywny - siedzaca praca
    1,5 - średnio aktywny - praca stojąca
    1,7 - aktywny - praca stojaca, chodzenie lub/i delikatne  ćwiczenia
    2,0 - bardzo aktywny - średnio intensywne codzienne treningi lub uprawianie średnio intensywnego sportu
    2,2 - wysoko aktywny - bardzo intensywne dzienne treningi lub uprawianie intensywnie sportu

    Musze tu dodać, że na studiach z dietetyki uczono mnie zupełnie inaczej. tj. 1,2 - niski, 1,4 średnio, i 1,8 wysoko. Anglicy jak widać mają zupełnie inną skalę, zastanawia mocno to leżenie :D


    Wracajac do tematu,
    BMR mnożymy razy PAL i TADAM! mamy nasze zapotrzebowanie dziennie, od tego nie schudniemy, nie przytyjemy. 
    Jeżeli chcemy zredukować, musimy obciąć kalorie. Jeżeli chcemy nabrać masy musimy dodać. 

    Post dla tych którzy liczą kalorie, ja nie bardzo to robię. Chociaż odstatnio testuje świetną aplikację, która poprostu wyglada na rozwiązanie moich problemów (odnośnie lenistwa). Nie cierpie liczyć kalorii, no nie cierpie. 

    Posta popełniłam po przeczytaniu pierdyliard sześdziesiątego wpisu na forach o odchudzaniu pt. 
    "Czy jak będę jeść 1500 kcal to schudnę? Ćwiczę z Chodakowską."
    Milego dnia :)

  7. Dzień 3 pracy z Paulem McKenną

    wtorek, października 14, 2014

    Dziś jest trzeci dzien pracy nad sobą razem z przewodnikiem Paula McKenny.
    Pierwsze rezultaty są już widoczne. Wydaje mi się, że jem mniej, co oczywiscie autor przewidział. 
    Pomyślicie, je mniej. Bo sie odchudza. Nie. Jem mniej bo zaczynam szybciej czuć poczucie sytości. A może zaczęłam je czuć?
    Prawda jest taka, że potrafiłam jeść tak do oporu, gdzieś po drodze podczas spożywania posiłków robiłam to tak automatycznie, że granica najedzenia mijała, a ja jadłam dalej.



    Na czym opiera się jak dotąd metoda McKenny?

    Po pierwsze: TRANS. Jest to 20 minut które nalezy słuchać wtedy gdy możemy sobie pozwolić na prywatność i relaks. Ja słucham przed snem. Śpi mi się lepiej, szybciej zasypiam i chyba zaczęłam se wysypiać, bo rano wstaje mi się łatwiej.

    Po drugie: WIEDZA o zasadach działania naszego organizmu i schematach mózgu. To bardzo ciekawe, niby człowiek to wszystko wie, niby zdaje sobie sprawę, a te czekolady po kątach?
    Nie one same się nie zjadają.

    Starałam się być ze sobą szczera, ale to powodowało wyrzuty sumienia, że coś zjadłam, nawet jeśli pozornie to był dzień w którym mogłam. Potem czekałam na weekend i objadałam się na zapas. To była droga do nikąd, zero efektów, pomimo ćwiczeń i tygodnia na "diecie"

    Po trzecie: Havening - niebowanie? :))) To bardzo interesujaca kwestia, jest to zabieg polegający na zmniejszeniu intensywnosci negatywnych uczuć/emocji/wspomnień. Równiez wymaga poświecenia 20 minut w ciagu dnia i prywatności.

    Wczoraj dołożone zostało mi  LISTEN WHEN YOU EAT - nagranie w którym Paul zmusza Cie do delektowania się kazdym kęsem, do czucia smaku potrójnie, do przeżuwania dwadzieścia razy. Do zastanowienia się co jesz i czy potrzebujesz tego jedzenia. Minimum raz dziennie ze słuchawkami na uszach zjadam posiłek.

    Może to wydawać się śmieszne, albo naiwne, ale problem kompulsywnego objadania się czy emocjaonalnego jedzenia jest bardzo czesto spotykany. W swojej ostatecznej formie, zaostrzonej postaci do maksimum może prowadzić do zaburzeń odżywiania jakim jest na przykład bulimia. 

    Wraz z kolejnymi rozdziałami książki, mocniej zagłębiam się w to programowanie. Muszę poświecic temu czas. Jest to troche kłopotliwe, zwłaszcza przy małym dziecku, ale dla chcacego nic trudnego. 
    Wierzę, że jest to inwestycja. Jeszcze przede mną 4 dni.

    Czy ten temat jest dla Was ciekawy? Czy macie jakieś doświadczenia z emocjonalnym jedzeniem?



  8. Wolność

    poniedziałek, października 13, 2014

    Z moim jedzeniem bylo tak od zawsze. Jak z jazdą na rollercoasterze. 

    W dzieciństwie byłam dokarmiana, najpierw mlekiem modyfikowanym potem tłuszczem i słodyczami. Jadłam wszystko i chętnie. Miałam zjadać do końca, brać dokładki. Robiłam to. Byłam za to chwalona, kochana. 

    Coś sie potem zmieniło. Nadal byłam karmiona ale juz byłam "słusznych rozmiarów" "ona taka pulchna". Przytyki były delikatne ale bolały. Jadłam wiec bo przecież wcześniej to działało. 

    Nauczyłam sie jeść za coś i pomimo czegoś. 

    Wyrwanie sie z tego systemu to dla mnie walka i szarpanina. Jedzenie w ustach smakuje zwycięstwem, zajadam wiec każda porażkę, stres, kłótnie, gorszy dzień, krzywe spojrzenie, dobry dzień, sukces...

    Oczywiście nie jestem temu poddana. Gdybym była to juz dawno miałabym otyłość, nadciśnienie lub cukrzyce.

    Ale jednak. To we mnie jest. To mi sie zdarza. Tym krótkim wyznaniem chciałam zrobić wprowadzenie do książki która teraz czytam, słucham, ogladam.

    Przez 7 dni a potem do końca miesiąca bede pracować z książka. Napisze recenzje o tym co i czy sie wydarzyło. 

    Paul McKenna
    Freedom from Emotional Eating 


    Autora możecie znaleźć na angielskiej wikipedii, wiem też, że książkę można kupić w Empiku. Mi udało się ją wypożyczyć w bibliotece. Bo nie jest tania, kosztuje 13 funtów. To sporo jak na książkę, a ja jestem sceptycznie nastawiona. Aczkolwiek Paul pisze, że mamy być nastawieni sceptycznie, mamy wątpić, nie mamy udawać, że działa to ma zadziałać. Muszę powiedzieć, że słuchałam wczoraj Transu który jest przeznaczony na "przed pójściem spać" i zasnęło mi się niewiarygodnie szybko, Mimo moich problemów z zasypianiem, które mam od miesięcy.

    Dziś nie objadłam się, może to działa na zasadzie sugestii. Normalnie w weekend raczej sobie folguję, nadjadam cały tydzień bo inaczej aż mnie trzęsie.Najadłam się śniadaniem, zadałam sobie pytania o które poprosił mnie Paul. Czy jestem głodna i ledwo dopiłam pośniadaniową kawę, nie ruszając ciastek owsianych - jak zwykle. Zobaczymy czy to efekt pierwszych dni, czy sugestia. Wymaga trochę zaangażowania od nas, jak wszystko prawda? 

    W zestawie dostajemy książkę, nagrania na płycie CD i sesję terapeutyczną na DVD z czymś w rodzaju hipnozy, płytkiej hipnozy, sugestii? Nazywa się to Havening (od nieba) i powiem Wam, że po wykonaniu tego poczułam się lepiej. Są różne emocje, jedne od razu po sesji ze mnie zeszły. Inne musiałam przerabiać 3 razy by nie czuć ich zlego wpływu na mnie. [Napewno znacie to uczucie gdy w głowie wraca wspomnienie tak bolesne, że aż łzy się cisną do oczu, gdy ktoś coś powiedział i to boli bardzo pomimo minionych miesiecy czy lat, gdy ktoś coś zrobił/nie zrobił. Każdy z nas ma coś takiego w sobie, tylko nie każdego z nas pociesza jedzenie]

    O co w tym chodzi?
    Nie chodzi o zwykle odchudzanie, to jest coś czego potrzebuję. Pozbycia się tego głodu. Nie wiem, czy to znacie. Takie uczucie, Czegoś brak. Nie wiadomo w sumie czego, poprostu coś tzeba zjeść.

    Napewno będę pisać na blogu jak mi idzie i jak na mnie działa ta "terapia". A poniżej krótki wywiad z Paulem McKenną.


  9. Dekoracje jesienne - masa solna

    czwartek, października 09, 2014

    Do wykonania masy potrzebne są: 
    200 gram mąki
    200 gram soli stołowej
    ok 100 ml wody

    Dynie prezentują się genialnie. Jutro będziemy je malować. Nacięcia możecie zrobić patyczkiem albo nożykiem. Najpierw formujemy kulkę. Nacinamy ją potem doklejamy "ogonek". 

    Piekarnik nagrzewamy do 75'C i suszymy dynie przy lekko uchylonych drzwiczkach. Trzeba pilnować ich.

    Po pomalowaniu, gdy wyschną, można dodatkowo pokryć je lakierem bezbarwnym. Ale była zabawa. Nie wiem kto miał większa frajdę, ja czy Ignaś ;)






  10. Dlaczego nie lubię juz pisać

    niedziela, października 05, 2014

    Przestałam cieszyć się z bloga. Przestał mnie motywować. Nie bardzo umiem sie określić co robię, po co. 

    Szukam swojego celu. 

    Tu troche parentingów, troche fitness, troche bzdur pierdu pierdu. Lifestyle?
    Nie bardzo. Zero treści i takie mydło powidło. 

    Bardzo intensywnie myślę nad tym co bym chciała robić. Kreauję plany na przyszły rok. Nie, nie postanowienia noworoczne. Plany. Narazie jest dobrze. Plan 10 km do konca wakacji wykonany. Plan zejśc poniżej 30 minut na 5 km wykonany. Plan przeprowadzić sie z cała rodziną i dobytkiem do innego kraju - wykonany.

    Wracajac do moich planów ze stycznia. A do końca roku już niedaleko. To wykonałam wszystko. O dziwo!

    1. robić coś dla innych, coś ważnego, cos dobrego.
    Od sierpnia jestem wolontariuszką w Childrens Centre, pomagam pracownikom w prowadzeniu zajęć. Taka Pani Przedszkolanka. O tyle o ile mogę z Ignasiem pod pachą :)

    2. być kobietą. jakiś make up itp. 
    No to sie udalo. Miedzy czasie miałam keratynowe prostowanie włósów, kupiłam czerwona pomadkę - szaleństwo

    3. zajęcia z Ignasiem. 
    Teraz chodzimy wszędzie gdzie się da. Do biblioteki, do Childrens Centre, do kościołów (do metodystów i ewangelików) czasami cały tydzień w dzień nas nie ma :)

    4. hobby :)
    To najwieksze odkrycie tego roku.  dbanie o sylwetkę i od czerwca - bieganie. Kto by pomyślał.


    5. czytanie książek. 
    Idzie mi w miarę dobrze :)

    6. plany zawodowe.
    Tu trochę leżę, plany mam, może bardziej marzenia.
    Ale na tym chce się skupić w przyszłym roku. Muszę zbudować sobie plan na przyszły rok. To moje postanowienie. I zaczynam go tworzyć od już.

    Podsumowanie w październiku, bo sama nie wiem kiedy znów wróce i o czym będę pisać. Czy będę pisać, czy nie uśmiercę bloga. Tak naprawdę zastanawiam się nad tym trochę. Chyba blogosfera, fejsbuki już mnie znudziły....

    Miłego :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Popular Posts

About