Tak, ja biegłam! :)
Od jakiegoś czasu, własciwie od momentu wyprowadzki żyję lepiej, zdrowiej i szczęśliwiej. Wymagało to sporo pracy nad zmiana nastawienia, myślenia, postrzegania świata. A wszystko zaczęło się od strachu. Strachu spowodowanego widokami jakie zastałam w Anglii.
Od jakiegoś czasu, własciwie od momentu wyprowadzki żyję lepiej, zdrowiej i szczęśliwiej. Wymagało to sporo pracy nad zmiana nastawienia, myślenia, postrzegania świata. A wszystko zaczęło się od strachu. Strachu spowodowanego widokami jakie zastałam w Anglii.
Zapytałam koleżanki ona poleciła mi trenerkę. Po miesiącu doszłam do wniosku, że samo ćwiczenie nic nie daje. Dodałam zdrowe żywienie. Głową zajął się również polecony trener. I zaczęło sie jakoś układać.
Za mną już 7 kg. A przede mną jeszcze... a zresztą możecie poczytać w zakładkach o mojej drodze.
Ćwiczyłam w domu 5-6 razy w tygodniu. 3 tygodnie temu zapisałam się na Body Boot Camp z trenerem. Raz w tygodniu mamy mierzenie/ważenie, zajęcia z żywienia i potem ok 45 minutowy trening.
Na zajęciach trenerka zachęcała nas do wzięcia udziału w zorganizowanym biegu, który jest cykliczny, obiecywała, że to nie maraton, że to poprostu wydarzenie rodzinne.
Było takie rzeczywiście. Niestety byłam jedyna którą namówiła na spróbowanie. Pobiegłam wraz z 152 innymi osobami.
Byłam 121-sza, 35-ta na 56 kobiet. Po pierwszym okrążeniu musiałam zwolnić do marszu 7-10 minut i znów biegłam. 5 kilometrowy odcinek pokonałam w niecałe 37 minut. Pękałam z dumy!
Poszło mi bardzo dobrze, wierzę, że to dzięki HIITom interwałom i wszystkim tym treningom całego ciała.
Czy pobiegne znów? Tak.
W najbliższą sobotę znów stanę na starcie.
Dlaczego? Skąd moja motywacja? Bieganie jest takie super? Nie wiem... Dopiero raz biegłam.
Ale w lipcu jadę do polski na długie 3 tygodniowe wakacje. Bez hantli, bez własnego laptopa, będę nocować jako gość, ćwiczenia w domu będą utrudnione. Postanowiłam się rozbiegać na tyle by 3-4 razy w tygodniu zrobic po 3-5 kilometrów w ramach treningu. Bieganie zamiast HIITów. Tymczasowo.
No chyba, że pokocham ;)
Ale pamiętajcie trzeba mieć buty, ja pobiegłam w butach do treningów domowych i strasznie mnie bolą stopy (dziś mija 3 dzień od biegu)
Druga sprawa: spodnie z kieszonką na zamek. W tym tygodniu takie kupię, wcześniej wydawało mi się, że te z kieszonka są niepotrzebne, kupowałam zwykłe teraz trochę żałuję, bo ceną się nie różniły. Telefonu w stanik nie włożę, w trawie na starcie nie zostawię, biegłam w sobotę z saszetką (sic!) - zły pomysł.
Buty juz wybrałam w porozumieniu z wieloletnim znajomym biegaczem. Jeszcze dziś zamówię je. Niestety u mnie w mieście nie ma możliwości zmierzenia ich/zamówienia do sklepu. Mogę ew oddać gdyby nie pasowały do sklepu. No nic. Jakoś poradzimy sobie i z tym :)
Napewno o bieganiu napiszę cos jeszcze, narazie szykujemy się do imprezy!
JUTRO IGNAŚ MA DRUGIE URODZINY!
JUTRO IGNAŚ MA DRUGIE URODZINY!
ten czas leci...
Nono jakie zmiany:) Trzymam kciuki za Twoje dalsze bieganie;) Moja druga para butów do biegania właśnie dotarła dzisiaj!
Ależ jestem z Ciebie dumna Ania! To niesamowite jak bardzo zmieniłaś swoja osobowość, gdy sobie przypominam Twoje "bieganie jest fuj, bo się pocę, a ludzie się gapią" to ciężko mi uwierzyć, że to ta sama Ania. BRAWO! BRAWO! Bym Cię wycałowała, cholera ciekawe czy kiedyś się spotkamy w realu (nie sklepie, bo te zamieniają na auchany tylko nie wirtualnie po prostu:)) Ja mam saszetkę przylegającą w pasie, nawet bidon można w nią włożyć, ma specjalne miejsce na to i jest świetna. Buty do biegania to podstawa, bez tego łatwo o kontuzję.